Dawno nie czytałam
czegoś tak pięknego. To magiczna książka. I chociaż nie ma w
niej w pewnym sensie standardowej w tym czasie ciepłej atmosfery
Świąt, to jest bardzo wciągająca i ma niezwykły, niepokojący,
magiczny klimat. Głównie ze względu na spowijające fabułę
tajemnice i pełnych uczuć bohaterów. Sięgnełam po nią tuż
przed Świętami, aby odkryć coś zupełnie nowego i.. nie zawiodłam
się. Choć książka porusza tematy trudne, robi to w tak subtelny
sposób, że podczas czytania nie zdajemy sobie sprawy z
uzdrowicielskiej mocy tej historii i wsiąkamy w nią płynnie i
szybko. Na pewno na długo zapdnie mi w pamięć.
niedziela, 22 grudnia 2019
niedziela, 15 grudnia 2019
"Kawiarnia na końcu świata"
Książka niby
zwyczajna a jednak niezwykła. Krótka jak przypowieść i jak ona
dosięga głębi. Podstawowe pytanie, które się w niej powtarza to
„Dlaczego tu jesteś?”. Ponadto wszystkie rozmowy krążą wokół
tematu o sens istnienia. Sposób odpowiadania nie zawsze jest
oczywisty. Ale główny bohater to inteligentny człowiek, który
chce poznać odpowiedź. Znaleźć klucz otwierający skarb –
sposób na szczęśliwe życie. Książkę można przeczytać w godzinę,
więc polecam ją na podróż lub czekanie w kolejce. Warto mieć ze
sobą ołówek, by zaznaczać ciekawsze fragmenty. Ja znalazłam dwa,
które mnie zaciekawiły:
„- Nie możesz bać się, że nie zdołasz czegoś zrobić, jeśli
już to zrobiłeś albo jeśli robisz to każdego dnia."
„Jeśli dobrze Was zrozumiałem, nie ma jednej, uniwersalnej
odpowiedzi, ale istotne jest, aby stworzyć warunki sprzyjające
skoncentrowaniu się na pytaniu. Pomóc może również otwarcie się
na nowe doświadczenia i idee oraz obserwowanie własnych reakcji."
piątek, 13 grudnia 2019
Gra Catan
Gra Catan jest
przeznaczona dla 3-4 graczy i ma dosyć łatwe zasady. Oczywiście
poziom skomplikowania rośnie po wnikliwym przeczytaniu instrukcji,
ale dla początkującego gracza wersja podstawowa jest równie
ciekawa. Gra jest częsciowo losowa (rzucamy kostką) a częściowo
strategiczna.
Planszą jest duży sześciokąt podzielony na mniejsze sześciokąty. Są to zielone łąki, pola zboża, lasy, kopalnie rudy i gliny oraz (na środku) pustynia. Każdy zawodnik buduje swoje osady i miasta na rozwidleniach sześciokątów, a drogi między nimi. Osady łączą drogi i można je przekształcić w lepiej punktowane miasta.
Turę zaczynamy
rzucając kostką, której liczba oczek wyznacza który sześciokąt
(łąka, pole, kopalnia rudy, kopalnia gliny, las) będzie dawał nam
surowce. Jeśli twoja osada znajduje się przy polu z wyrzuconą
liczbą oczek, dobierasz z banku dany surowiec.
Każdy gracz posiada
przy sobie tabliczkę z podpowiedzią ile kosztuje wybudowanie danego
elementu.
Punkty zdobywamy za
miasta, osady i drogi. Punkty za drogę może otrzymać tylko gracz,
który wybudował najdłuższą drogę. Dostaje wówczas kartę
Najdłuższa Droga Handlowa, która daje 2 punkty. Maksymalnie można
zdobyć 10 punktów. W banku są jeszcze
karty rozwoju, które również kosztują surowce i dają nam
dodatkowe punkty.
Dość ciekawym
rozwiązaniem jest postać złodzieja. Jego funkcja ujawnia się, gdy
wyrzucimy siódemkę. Wówczas przestawiamy złodzieja z pustyni na
inne pole, które w takiej sytuacji nie da nikomu żadnego surowca. A
gracz, który wyrzucił 7, dobiera od innego gracza dowolną kartę
surowca z talii.
I to chyba tyle,
jeśli chodzi o zasady. Wytłumaczyłam je pokrótce, ale uwierzcie
mi, szybko można je opanować, a gra nie ciągnie się w
nieskończoność i pozwala na rozmaite rozwiązania i strategie.
Miłego grania :)
środa, 4 grudnia 2019
"Kot Bob i ja" James Bowen
Ta książka czekała
na mnie… 4... 5… lat? Jakoś nie było czasu i chęci się za nią
zabrać, a potem zaginęła gdzieś na półce między „Mężczyźni
są z Marsa, kobiety z Wenus” a „Wasz wymarzony dzień”. Co
oznacza, że musiały przyść czasy życiowej stabilizacji i przede
wszystkim musiałam widocznie mieć kota :) Mój Mruczek daje nam
wiele radości, choć bywają chwile grozy, gdy wróci z raną lub
nie chce jeść… W każdym razie jest naszym domownikiem, który
bardzo się do nas przywiązał i doskonale wpasował się w nasze
życie.
A jak jest z Bobem?
Całkiem podobnie. James (główny bohater, a jednocześnie autor
książki) poznał go zupełnie przypadkiem na klatce w bloku swojego
mieszkania i od tej pory kot i człowiek stali się bardzo zgranym
teamem. A także, przede wszystkim, odpowiedzialnymi za siebie,
rozumiejącymi się w lot przyjaciółmi.
Spodziewałam się,
że będzie to książka bardziej o Jamesie, a kot będzie tu po
prostu towarzyszem pojawiającym się co jakiś czas. Na szczęście
myliłam się. Bob jest tu przedstawiony jako pełnoprawny bohater i
choć (jak to kot) jest dość tajemniczy, pełni ogromną rolę w
życiu Jamesa.
Bob sprawia, że
główny bohater przechodzi wspaniałą przemianę.
Tak o Bobie mówi
James:
„Ale w Covent
Garden odkryłem, że Bob ma nadprzyrodzony dar zwracania na nas
uwagi. Ludzie chcieli go oglądać i nagle zapominali, że czas to
pieniądz. Jakby mój kot dawał im wytchnienie, ciepło i przyjaźń,
których tak bardzo było pozbawione ich spędzane w biegu,
bezosobowe życie. Jestem pewien, że wielu klientów kupowało ode
mnie czasopismo w podzięce za tę magię chwili.”
Ogólnie książka
ma bardzo pozytywny przekaz i jest bardzo wartościową lekturą. A
tym, którzy chcą zobaczyć Boba i jego właściciela, podrzucam
link z autentycznym filmikiem :) Nic tu nie jest zmyślone ;)
poniedziałek, 18 listopada 2019
"Enola Holmes" Nancy Springer
Czytałam o tej książce wiele pozytywnych opinii i to mnie skusiło, by też ją przeczytać. No iii... nie żałuję! Nie żałuję ani strony! Powieść bardzo mnie wciągnęła i cieszę się, że ma swoją kontynuację. Tym, co najbardziej zachwyca jest postać głównej bohaterki. Od początku wzbudza sympatię i z ciekawością śledzimy jej poczynania. Zaskakuje, intryguje i wzbudza podziw. Jest odważna i inteligentna, potrafi przekuć porażki w sukcesy. Niemałą rolę pełni tu też garderoba i to też jest ten element, który wyróżnia książkę i zaciekawia. Nie szata zdobi człowieka, ale może być doskonałym narzędziem metamorfozy. Czasy, w których rozgrywa się historia, bezwględnie nie sprzyjają swobodzie i prawom kobiet. Mimo to, Enola pokazuje, że twórczą i odważną postawą można wywieźć w pole niejednego detektywa… Serdecznie polecam!
sobota, 9 listopada 2019
"Dzban ciotki Becky"
W świecie książek
Lucy Maud Montgomery nie ma wielkich sensacji, zbrodni i szalonych
uniesień. Wszystko toczy się łagodnie swoim rytmem, choć nie
brakuje tu romantyzmu, humoru i wzruszeń. „Dzban ciotki Becky”
nie ma jednego głównego bohatera, jego rolę przejmują kolejno
pojedyncze osoby z klanu Penhallowów lub Darków. To sprawia, że tą
wielowątkową powieść czyta się tak, jakby oglądało się zawiły
serial z lat 30-tych ubiegłego wieku. Tytułowy dzban jest tylko
pretekstem, by opowiadać życiowe historie o przyjaźni, miłości i
nienawiści.
Autorka kreśli
fantastyczne charaktery i ciekawie prowadzi losy ludzi, którzy na
kartach powieści zmieniają się i dojrzewają. Wszystko dzieje się
w przeciągu roku, podczas którego wybrana zostanie osoba, która
otrzyma dzban nestorki klanu.
Mnie zauroczył w
powieści subtelny humor i fakt, że wszystko dzieje się w swoim
czasie, a życie przynosi najlepsze rozwiązania. Jako osoba, która
nie lubi emocjonalnych erupcji, wybieram raczej książki, które
ubarwiają świat, opisując go pięknym językiem i skłaniają
czytelnika do przemyśleń, niż wzbudzają intensywne przeżycia.
Dlatego „Dzban ciotki Becky” przyniósł mi wiele miłych chwil w
towarzystwie wrażliwych dusz i w aurze romantycznych księżycowych
nocy. Do tego zagadka i kończący ją nieprzewidywalny finał,
sprawiają, że czyta się lekko i z zaciekawieniem. Serdecznie
polecam.
środa, 6 listopada 2019
Carcassonne
Chciałam Wam dziś
zaprezentować świetną planszówkę Carcassonne. To strategiczna
gra z elementami losowymi. Polega na tworzeniu średniowiecznej
scenerii złożonej z miast, traktów, klasztorów, a w rozszerzonej
części również rzek. Doskonały sposób na spędzenie wieczoru w
gronie przyjaciół lub domowej randki w kapciach ;)
Z zakrytej kupki
kwadratowych kartoników losujemy jeden i dokładamy do tego, co jest
już na stole. Musimy pamiętać, aby kartoniki do siebie pasowały,
tzn. były przedłużeniem drogi lub miasta. Rolę znaczników
naszych szlaków i miast pełnią poddani, czyli drewniane pionki,
które stawiamy na kartonikach w momencie dołożenia kartonika do
pozostałych.
Są różne
strategie gry. Jedni skupiają się na dużej liczbie małych
miasteczek, inni budują ogromne metropolie z wieloma odgałęzieniami.
Miasta są najlepiej punktowane. W grze można też pokrzyżować
szyki innym graczom, nagle kończąc ich szlaki lub łącząc z
miastem rywala swoje miasto. Wtedy o wygranej świadczy ilość
własnych pionków w danym mieście.
Dodatek z rzekami
jakoś się w naszym przypadku nie sprawdził, więc nie będę go
opisywać. Gra jest bardzo wciagająca, niedługa, rozgrywka trwa od
pół do godziny i za każdym razem sceneria jest inna, co sprawia,
że nie jest nudno.
Serdecznie Wam
polecam na długie jesienne i zimowe wieczory :)
niedziela, 3 listopada 2019
Mądrość jesienna
Kazimierz Wierzyński
Mądrość jesienna
Lato ma smak
zieleni, jest kwaśne jak szczaw,
I nie zna tej
zadumy, co mglące się rżyska,
Gorzką urodę kory
i sok zwiędłych traw
Dopiero jesień
późna z ziemi wyciska.
Modrzewiom
opuszczony starzeje się wąs
A pątniki
jarmarczne, wędrowne obłoki,
Czerwoną bukowinę
malują na brąz
I na żółtych
jesionach cień strzępią wysoki.
Jeszcze bladziutka
sepia wypyli się z brzóz
I jeszcze cierpki
zapach wywieje się z liści
A zachód stanie
ścianą, łuną będzie rósł
I błyskał coraz
stromiej i coraz ogniściej.
Aż wylęgną się
wiatry, aż zbiegną się psy
I śród nocy, pod
oknem zawyją boleśnie -
Gorzkie szczęście
zadumy, późna jesień, mgły,
Smutna mądrość,
co zawsze przychodzi za wcześnie.
poniedziałek, 28 października 2019
"Einstein na wiązce światła"
Kiedy
pierwszy raz usłyszałam o Einsteinie, zafascynowała mnie ta
postać. Było to na lekcjach fizyki w szkole, prawdopodobnie w
wyższych klasach podstawówki. A gdyby tak zapoznać dziecko z tym
genialnym naukowcem już w momencie, gdy uczy się czytać? „Einstein
na wiązce światła” Jennifer Berne w bardzo przystępny i obrazowy
sposób opowiada o fantastycznym fizyku, który zmienił świat.
Niewiele tekstu, duża czcionka i ilustracje przywodzące na myśl,
jakby narysowała je ręka jakiegoś malucha, zdecydowanie mogą
zachęcić i pomóc najmłodszym samodzielnie odryć człowieka
legendę. W książce nie ma żadnej naukowej definicji (oprócz
najbardziej znanego równania E=mc2), ale pojawiają się pojęcia
takie jak atom, grawitacja, magnetyzm. Piszę o tym dlatego, że
wszystko jest tu na poziomie znajmości świata dzieci, a powyższe
hasła mogą zakotwiczyć się w pamięci i kiedyś stać się
bodźcem do poznania tego, czym zajmował się Einstein. Tak można
zapoczątkować pierwszy kontakt z niezwykłym naukowcem, od jego
narodzin po starość – bo to wyśmienita forma biografii, w sam
raz dla najmłodszych. Myślę, że potrafi zainspirować tak bardzo,
że po przeczytaniu książki każde dziecko powie: Chcę być jak
Einstein!
sobota, 19 października 2019
Jestem chwilą, która prześcignąć chce czas...
Jestem piasku ziarenkiem w klepsydrze,
Zabłąkaną łódeczką wśród raf
Kroplą deszczu,
Trzciną myślącą wśród traw
...ale jestem!
Zabłąkaną łódeczką wśród raf
Kroplą deszczu,
Trzciną myślącą wśród traw
...ale jestem!
Jestem iskrą i wiatru powiewem.
Smugą światła co biegnie do gwiazd,
Jestem chwilą, która prześcignąć chce czas
...ale jestem!
Smugą światła co biegnie do gwiazd,
Jestem chwilą, która prześcignąć chce czas
...ale jestem!
To była jedna z
pierwszych lekcji w nowym liceum. Pewnie godzina wychowawcza. Każdy
z uczniów miał napisać na tablicy określenie, które najlepiej go
charakteryzuje. Pamiętam, że były różne przymiotniki: kreatywny,
sympatyczna, odważny, wytrwały. Głównie takie coachingowe lub
ogólnikowe cechy. Czy prawdziwe, czy pod publikę? Nie wiem, dopiero
później zaczęło do mnie docierać, że tu nie chodziło o
szczerość, ale pozę. Ja jednak postanowiłam być wtedy szczera i
napisałam „myślicielka”. Po chwili już strasznie się tego
wstydziłam i dotarło do mnie, że tym opisem nikogo sobie nie
zjednuję, a może nawet odpycham. Bo kto ma ochotę zapoznać się z
kimś bujającym w obłokach, małomównym, melancholijnym i
krytycznym. No ale wtedy o tym nie myślałam w ten sposób. Chyba
miałam nadzieję, że dam się poznać z tej strony i ujawnię się
innym podobnym do mnie. To była szansa na przyjaźń. Nie pamiętam,
jakie to wywarło wrażenie na innych, ale miałam w tej szkole wielu
wspaniałych przyjaciół, których bardzo dobrze wspominam :) I co
istotne, dziś napisałabym na tablicy to samo, bo taka właśnie
jestem :)
niedziela, 23 czerwca 2019
Nadwydajni mentalnie
Czy ktoś z was też
jest nadwydajny mentalnie? Ja na pewno. Zbyt emocjonalna, zbyt
wrażliwa na bodźce, zbyt empatyczna, skłonna do przesadnego
przejmowania się wszystkim i wycofywania się w swój świat. Trafną
diagnozę wystawiła mi Christel Petitcollin. Jej książka „Jak
mniej myśleć. Dla analizujących wszystko bez końca i wysoko
wrażliwych” uświadomiła mi na czym polega mój problem i co
ważne, że nie jestem z tym sama. Okazuje się, że są ludzie tacy
jak ja! Wczuwający się bez końca w odczucia innych, cierpiący na
szalejące poczucie winy, z trudnościami w relacjach międzyludzkich,
wiecznie niezrozumianych i zakładających maskę czyli fałszywe
„self”, a to wszystko przez nadproduktywną pracę prawej
półkuli. Ludzi tego typu nazywa się nadwydajnymi mentalnie,
których umysły pracują na wysokich obrotach i jeśli ich praca nie
ma ujścia w czymś ważnym, twórczym i pochłaniającym, to po
prostu się męczą, analizując bez końca rzeczy z gruntu
trywialne, czyli co kto powiedział, co zrobił i jak wyglądał.
Takim ludziom ciężko się odnaleźć w rzeczywistości, dlatego
chętnie uciekają w świat fantazji. Po prostu jakbym czytała o
sobie. I chyba znalazłam lekarstwo na swoją nadwydajność.
Mianowicie muszę zacząć się czegoś uczyć i to na poważnie.
Najlepiej nowego zawodu. Prototypem jest programowanie. Rok temu
uczyłam się na własną rękę i co nieco udało mi się
zakodować (podobno wychodziło mi to całkiem nieźle). Tym
razem zastanawiam się czy uczyć się dalej w domu, czerpiąc wiedzę
z tutoriali i kursów on-line, czy zainwestować w studia
podyplomowe? Co mi radzicie?
niedziela, 2 czerwca 2019
Radość pisania
W związku z moimi
planami pisarskimi i marzeniami o wydaniu własnej książki,
otrzymałam ostatnio wspaniały gadżet. Jest to maszyna do pisania w
oldschoolowym stylu z niemiecką klawiaturą. Mam nadzieję, że to
dobra wróżba i znak, że jestem u celu swej podróży bohatera, jak
pisze Rhonda Byrne. Nie będę być może wprawną stenotypistką jak
Astrid Lindegren, ale jest ona dla mnie wielką inspiracją w
obrazowaniu swoich bohaterów. I choć klimat „Wojownika Słońca”
jest dość odległy od moich wizji fabuły, to postawa Beaty
Pawlikowskiej i jej życie jako pisarki również napawa chęcią, by
coś zmienić w swoim życiu. Na koniec wiersz Wisławy Szymborskiej,
która fantastycznie ujęła, o co chodzi w pisaniu :)
Radość
pisania
Dokąd biegnie ta napisana
sarna przez napisany las?
Czy z napisanej wody pić,
która jej pyszczek odbije jak kalka?
Dlaczego łeb podnosi, czy coś słyszy?
Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta
spod moich palców uchem strzyże.
Cisza – ten wyraz też szeleści po papierze
I rozgarnia
spowodowane słowem „las” gałęzie.
Czy z napisanej wody pić,
która jej pyszczek odbije jak kalka?
Dlaczego łeb podnosi, czy coś słyszy?
Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta
spod moich palców uchem strzyże.
Cisza – ten wyraz też szeleści po papierze
I rozgarnia
spowodowane słowem „las” gałęzie.
Nad białą kartką czają się
do skoku
litery, które mogą ułożyć się źle,
zdania osaczające,
przed którymi nie będzie ratunku.
litery, które mogą ułożyć się źle,
zdania osaczające,
przed którymi nie będzie ratunku.
Jest w kropli atramentu spory
zapas
myśliwych z przymrużonym okiem,
gotowych zbiec po stromym piórze w dół,
otoczyć sarnę, złożyć się do strzału.
myśliwych z przymrużonym okiem,
gotowych zbiec po stromym piórze w dół,
otoczyć sarnę, złożyć się do strzału.
Zapominają, że nie tu jest
życie.
Inne, czarno na białym, panują tu prawa.
Okamgnienie trwać będzie tak długo, jak zechcę,
pozwoli się podzielić na małe wieczności
pełne wstrzymanych w locie kul.
Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie.
Bez mojej woli nawet liść nie spadnie
ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka.
Inne, czarno na białym, panują tu prawa.
Okamgnienie trwać będzie tak długo, jak zechcę,
pozwoli się podzielić na małe wieczności
pełne wstrzymanych w locie kul.
Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie.
Bez mojej woli nawet liść nie spadnie
ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka.
Jest więc taki świat,
nad którym los sprawuję niezależny?
Czas, który wiążę łańcuchami znaków?
Istnienie na mój rozkaz nieustanne?
nad którym los sprawuję niezależny?
Czas, który wiążę łańcuchami znaków?
Istnienie na mój rozkaz nieustanne?
Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.
piątek, 24 maja 2019
Książki, które aktualnie czytam
Zwykle czytam kilka
książek naraz. Wtedy każda pochodzi z innego gatunku, może to być
reportaż, poradnik, biografia, tomik poezji i oczywiście powieść.
Aktualnie czytam trzy książki. Są to „Astrid Lindgren”
Margarety Stromstedt, „Wojownik Słońca” Beaty Pawlikowskiej i
„Bohater” Rhondy Byrne.
Zacznę może od
ostatniej pozycji, czyli „Bohatera”. To nietypowy poradnik,
którego tematem przewodnim jest – jak zrealizować swoje marzenie.
Cała książka, ładnie wydana, z obwolutą, twarda okładką i
stronami przypominającymi starą magiczną księgę, to właściwie
zbiór porad kilkunastu osób – ludzi, którzy odnieśli sukces
finansowy i zrealizowali swoje marzenia. W każdym rozdziale
rozważaniom poddawany jest inny temat np. wiara, zaangażowanie,
oponenci i sojusznicy. Rolą książki jest jak sądzę zmotywowanie
czytelnika do podążania za swoim marzeniem i osiągnięcia
szczęścia (nie zawsze łatwą drogą). Mnie bardzo spodobała się
ta forma (liczne porady ludzi sukcesu), trafne, często odkrywcze
sposoby na zmotywowanie się oraz szata graficzna. Dodam, że Rhonda
Byrne jest twórczynią filmu „Secret” i po części książka
może być zachętą do obejrzenia dokumetu. Ale to jeszcze przede
mną. Mnie motywuje, co już pomału owocuje kolejnymi krokami na
mojej drodze bohatera do spełnienia marzenia. Szkoda, że niedługo
skończę czytać i będę musiała szukać nowych inspiracji.
Kolejna książka to
„Wojownik Słońca”, czyli lektura z nurtu realizmu magicznego.
Jest to niejako biografia Beaty Pawlikowskiej, która w zawoalowany
sposób przedstawia różne etapy swojego życia. Głownym motywem
jest podróż bohaterki przez fantastyczne światy i poznawanie
najróżniejszych magicznych stworzeń. Jest tam zatem śmiejąca się
wierzba, niebieski ptak, ogromny chrabąszcz, drzewo z kielichami
pełnymi słodkiego nektaru, smoki, kwiaty z oczami inne dziwności.
Ja odnajduję w książce atmosferę podobną do „Alchemika”
Paulo Coelho. Wiele filozoficznych zagadek, pytań bez odpowiedzi,
złotych myśli i magii. Ponadto ładunek powieści jest znaczący,
bo dotyka życia, wyborów i odkrywania siebie. Najbardziej jestem
ciekawa zakończenia. Gdzie w końcu dotrze bohaterka i czego się
nauczy?
Książka Margarety
Stromstedt to niesamowicie wciągająca biografia najbardziej znanej
szwedzkiej pisarki dla dzieci – Astrid Lindgren. Autorka
przedstawia jej życie z pasją i sympatią. Bardzo ważne okazuje
się dzieciństwo Astrid, które stało się kanwą dla wielu jej
książek. Dużo miejsca poświęconego jest utworom pisarki (jak
wskazuje podtytuł biografii „Opowieść o życiu i twórczości”).
Jest wiele cytatów z powieści Szwedki, z jej listów i dzienników.
Ponadto nie brakuje zdjęć, które doskonale dopełniają bardzo
ciekawą biografię. Po ten gatunek literacki sięgam coraz cześciej.
Życie niezwykłych ludzi potrafi być ciekawsze niż niejedna
fikcja.
Na blogu na pewno
będą się jeszcze pojawiać „książki, które aktualnie czytam”.
A co Wy teraz czytacie?
poniedziałek, 20 maja 2019
Gra Domek
Chyba jeszcze nie
pisałam, że jestem wielką fanką gier planszowych. W moim mieście
jest możliwość wypożyczania gier w bibliotece i podejrzewam, że
w waszych miastach również. Warto skorzystać z tej opcji,
szczególnie jeśli nie wiecie, czy dana gra, którą sobie
upatrzyliście w sklepie, jest fajna. Cieszy mnie, że biblioteka
stale powiększa zasób gier i jest z czego wybierać.
Ostatnią planszówką
w jaką grałam, był Domek. Choć tytuł i szata graficzna może
przywodzić na myśl, że to gra dla dzieci, nie warto się tym
sugerować. Jej poziom trudności określiłabym jako średni, czyli
nie za trudna, nie za łatwa. A ilustracje nadają Domkowi barwną i
sympatyczną estetykę.
Już streszczam na
czym gra polega. Chodzi o wypełnienie swojej planszy w kształcie
domku pomieszczeniami (kuchnia, łazienka, salon itp.), które
przdstawione są na kartach. Czyli kładziemy karty na planszy w
odpowiednich miejscach i w ten sposób budujemy nasz dom. W sumie
możemy mieć 12 kart, ale pomieszczeń może być mniej (jedno
pomieszczenie = 2 lub 3 karty). Ponadto są też karty dodatków,
które pełnią określone funkcje. Jest karta, która pozwala
postawić w salonie fortepian, to daje nam 1 pkt., lub wstawiamy
jacuzzi w łazience i też dostajemy punkt. Oprócz tego dobieramy
karty z postaciami, które na koniec gry pozwalają nawet na
przestawianie pomieszczeń w naszym domku, by zdobyć więcej
punktów. Ciekawe są również karty z narzędziami budowlanymi np.
rusztowanie pozwala zbudować pomieszczenie na górze.
Tak wygląda ogólny
rys gry. Jesli ktoś z Was grał kiedyś w The Sims, to na pewno mu
się spodoba. Podobna koncepcja i bliskie motywem ilustracje.
Świetnym rozwiązaniem jest również instrukcja w formie filmiku na
stronie wydawnictwo rebel. Dla mnie Domek okazał się fajną
odskocznią od codziennych zajęć i mile spędzonym czasem.
Rozgrywki nie są długie (ok. 30 min) i co ciekawe, dwie zakończyły
się remisem!
Zatem polecam Wam
serdecznie i w ogóle zachęcam: grajcie w planszówki :)
P.S. Jeśli znacie
inne ciekawe gry, wymieńcie je w komentarzach. Na pewno są takie, w
które jeszcze nie grałam ;)
niedziela, 19 maja 2019
Jak dziecinne piąsteczki
Jak dziecinne piąsteczki, śmiesznie zaciśnięte,
Chwieją się na gałęziach pączki dzikiej gruszy
I przez powietrze, w niebo pachnące i święte,
Ślą pachnące uśmiechy swej różowej duszy.
Pośród tłustej zieleni skromne, nienatrętne,
Na poważnych się prętach huśtają z muchami,
I wszystko jest tak dziwnie dobre i odświętne,
Jak gdyby zamiast pąków myśmy kwitli sami.
Jak dziecinne piąsteczki, śmiesznie zaciśnięte,
Chwieją się na gałęziach pączki dzikiej gruszy
I przez powietrze, w niebo pachnące i święte,
Ślą pachnące uśmiechy swej różowej duszy.
Pośród tłustej zieleni skromne, nienatrętne,
Na poważnych się prętach huśtają z muchami,
I wszystko jest tak dziwnie dobre i odświętne,
Jak gdyby zamiast pąków myśmy kwitli sami.
Kazimierz Wierzyński
sobota, 4 maja 2019
Kremy do cery suchej
Dziś miało być o
sposobach na lepszy dzień, ale póki co, chciałam Wam zaprezentować
sposoby na suchą skórę. A mianowicie napiszę kilka słów na
temat kremów do twarzy, które aktualnie używam. Ostatnio moja
skóra przechodzi swoistą metamorfozę i w związku z tym potrzebuje
silnego nawilżenia. Z pomocą przyszły mi 3 kremy. Wszystkie są
polskich marek, ponieważ uważam, że jak mówi przysłowie „cudze
chwalicie, swego nie znacie” - ufam polskim kosmetykom i zdarza
się, że są o niebo lepsze od pozostałych.
Pierwszy, który
kupiłam to naturalny krem oliwkowy z Ziai do cery suchej i
normalnej. Nakładam go jedynie na noc, ponieważ jest niesamowicie
tłusty (w składzie ma oliwę z oliwek), ale dzięki temu rano twarz
jest doskonale nawilżona. W tej chwili używam go sporadycznie, bo
wyparł go drugi krem o nieco lżejszej konsystencji. Jest to krem z
AA HYDRO sorbet do cery suchej i bardzo suchej. Ma bardzo przyjemny
zapach i wspaniale się wchłania. Nie podrażnia, jest lekki, ale
dobrze nawilżający. Stosuję go zarówno rano jak i wieczorem,
choć z pewnych względów zaczęłam go zastępować nowym kremem.
To SORAYA CITY S.O.S. do cery suchej i wrażliwej. Skusiłam się, by
go kupić głównie ze względu na filtr SPF 15, który posiadał
chyba jako jedyny spośród wszystkich kremów na sklepowej półce.
Głównie dlatego, że nie pora jeszcze na opalanie i większość
kremów nie posiada tego składnika. Ale wracając do kremu –
posiada on właściwości wygładzające i po nałożeniu tworzy
jakby film o gęstej konsytstencji, który po chwili się wchłania.
Jak nazywa to producent, krem tworzy jakby tarczę chroniącą twarz
przed zanieczyszczeniami z powietrza. Akurat jeśli chodzi o komfort
nie jest to może najlepsze rozwiązanie, ale przy zakupie, jak
pisałam, najbardziej zależało mi na filtrze UV.
To tyle jeśli
chodzi o moje kremy do twarzy :) Wszystkie są dostepne w sieci
sklepów Rossmann. Z punktu widzenia laika w świecie kosmetyków,
jestem zadowolona ze swoich wyborów. I Wam też polecam szukać
takich, które najbardziej Wam odpowiadają. Czasem nie warto wydawać
milionów, żeby znaleźć produkt, który dobrze się sprawdza.
piątek, 3 maja 2019
O czym na blogu i jak dobrze zacząć dzień :)
Na
moim blogu będę poruszać różne tematy. Będzie coś o książkach,
filmach, znanych ludziach, muzyce, grach. Chciałabym też pisać o
sztuce, literaturze, dziełach, które mnie poruszyły, a
niekoniecznie są to najświeższe nowości. Wręcz przeciwnie, lubię
trochę pogrzebać w przeszłości i znaleźć intrygujące mnie
skarby, które znaczą dla mnie więcej, niż najmodniejszy gadżet.
Na pewno znajdziecie tu powiązania z przyrodą, filozofią, jogą i
medytacją. Odkryta przeze mnie (na nowo w 2018 roku) joga stała się
moim panaceum na zszargane nerwy i jest wspaniałym źródłem
energii i witalności. Czasem trudno się zmobilizować i w sumie
żałuję, że wciąż za rzadko staję na macie. Za to staram się
jak najczęściej medytować. Nawet gdy kładę się już spać,
poświęcam chwilę na zrównoważenie oddechu i relaksację. Ale
najlepiej medytuje mi się, siedząc wygodnie na mojej poduszce
medytacyjnej, którą kupiłam w sklepie joga-joga.pl. Jest
wypełniona łuską gryki, ma wymodelowany kształt i wspaniały
pomarańczowy, ożywczy kolor. Wstaję rano, otwieram okno, siadam przed nim na
poduszce i wśród śpiewu ptaków i szumu drzew oddycham głeboko,
zamykam oczy i wyrażam w myślach wdzięczność za nadchodzący
dzień. Jak w piosence Sound’n’Grace:
„Za
ten nowy dzień
nieprzewidywalny
wiem,
ale
zawsze szczodry,
podziękowac
chcę,
podziękować
jak się da,
jak
się da!”
Oczywiście
dziękuję własnymi słowami i to nie tylko za dzień, ale też za
to, co mam. Uśmiecham się do siebie i nastrajam się dobrze na to,
co mnie czeka. To świetny sposób na pozytywne zaczęcie dnia.
Spróbujcie!
P.S.
O sposobach na udany dzień i nadmierne zamartwianie się napiszę w
kolejnym poście :)
Moja poduszka medytacyjna |
niedziela, 28 kwietnia 2019
Pierwszy post
Jestem farandwild, czyli zwykle daleka duchem i tęskniąca za dziką naturą, błądząca w chmurach i nieokiełznana w zaskakujących spostrzeżeniach, z głową pełną pomysłów, próbująca rozwikłać splątaną rzeczywistość za pomocą poezji i prozy. Filozof w spódnicy? Raczej łowca dobrej aury w kapciach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
"Drżenie"
„Z chrzęstem pokonałam kruchą, bezbarwną teraz trawę. Zatrzymałam się dopiero na środku podwórka, chwilowo oślepiona jaskrawym różem słońca ...
-
Czy ktoś z was też jest nadwydajny mentalnie? Ja na pewno. Zbyt emocjonalna, zbyt wrażliwa na bodźce, zbyt empatyczna, skłonn...
-
Dziś miało być o sposobach na lepszy dzień, ale póki co, chciałam Wam zaprezentować sposoby na suchą skórę. A mianowicie napiszę kilka słó...
-
Zwykle czytam kilka książek naraz. Wtedy każda pochodzi z innego gatunku, może to być reportaż, poradnik, biografia, tomik p...