piątek, 24 maja 2019

Książki, które aktualnie czytam



Zwykle czytam kilka książek naraz. Wtedy każda pochodzi z innego gatunku, może to być reportaż, poradnik, biografia, tomik poezji i oczywiście powieść. Aktualnie czytam trzy książki. Są to „Astrid Lindgren” Margarety Stromstedt, „Wojownik Słońca” Beaty Pawlikowskiej i „Bohater” Rhondy Byrne.



 
Zacznę może od ostatniej pozycji, czyli „Bohatera”. To nietypowy poradnik, którego tematem przewodnim jest – jak zrealizować swoje marzenie. Cała książka, ładnie wydana, z obwolutą, twarda okładką i stronami przypominającymi starą magiczną księgę, to właściwie zbiór porad kilkunastu osób – ludzi, którzy odnieśli sukces finansowy i zrealizowali swoje marzenia. W każdym rozdziale rozważaniom poddawany jest inny temat np. wiara, zaangażowanie, oponenci i sojusznicy. Rolą książki jest jak sądzę zmotywowanie czytelnika do podążania za swoim marzeniem i osiągnięcia szczęścia (nie zawsze łatwą drogą). Mnie bardzo spodobała się ta forma (liczne porady ludzi sukcesu), trafne, często odkrywcze sposoby na zmotywowanie się oraz szata graficzna. Dodam, że Rhonda Byrne jest twórczynią filmu „Secret” i po części książka może być zachętą do obejrzenia dokumetu. Ale to jeszcze przede mną. Mnie motywuje, co już pomału owocuje kolejnymi krokami na mojej drodze bohatera do spełnienia marzenia. Szkoda, że niedługo skończę czytać i będę musiała szukać nowych inspiracji.



Kolejna książka to „Wojownik Słońca”, czyli lektura z nurtu realizmu magicznego. Jest to niejako biografia Beaty Pawlikowskiej, która w zawoalowany sposób przedstawia różne etapy swojego życia. Głownym motywem jest podróż bohaterki przez fantastyczne światy i poznawanie najróżniejszych magicznych stworzeń. Jest tam zatem śmiejąca się wierzba, niebieski ptak, ogromny chrabąszcz, drzewo z kielichami pełnymi słodkiego nektaru, smoki, kwiaty z oczami inne dziwności. Ja odnajduję w książce atmosferę podobną do „Alchemika” Paulo Coelho. Wiele filozoficznych zagadek, pytań bez odpowiedzi, złotych myśli i magii. Ponadto ładunek powieści jest znaczący, bo dotyka życia, wyborów i odkrywania siebie. Najbardziej jestem ciekawa zakończenia. Gdzie w końcu dotrze bohaterka i czego się nauczy?



Książka Margarety Stromstedt to niesamowicie wciągająca biografia najbardziej znanej szwedzkiej pisarki dla dzieci – Astrid Lindgren. Autorka przedstawia jej życie z pasją i sympatią. Bardzo ważne okazuje się dzieciństwo Astrid, które stało się kanwą dla wielu jej książek. Dużo miejsca poświęconego jest utworom pisarki (jak wskazuje podtytuł biografii „Opowieść o życiu i twórczości”). Jest wiele cytatów z powieści Szwedki, z jej listów i dzienników. Ponadto nie brakuje zdjęć, które doskonale dopełniają bardzo ciekawą biografię. Po ten gatunek literacki sięgam coraz cześciej. Życie niezwykłych ludzi potrafi być ciekawsze niż niejedna fikcja.



Na blogu na pewno będą się jeszcze pojawiać „książki, które aktualnie czytam”. A co Wy teraz czytacie?

poniedziałek, 20 maja 2019

Gra Domek


Chyba jeszcze nie pisałam, że jestem wielką fanką gier planszowych. W moim mieście jest możliwość wypożyczania gier w bibliotece i podejrzewam, że w waszych miastach również. Warto skorzystać z tej opcji, szczególnie jeśli nie wiecie, czy dana gra, którą sobie upatrzyliście w sklepie, jest fajna. Cieszy mnie, że biblioteka stale powiększa zasób gier i jest z czego wybierać.



Ostatnią planszówką w jaką grałam, był Domek. Choć tytuł i szata graficzna może przywodzić na myśl, że to gra dla dzieci, nie warto się tym sugerować. Jej poziom trudności określiłabym jako średni, czyli nie za trudna, nie za łatwa. A ilustracje nadają Domkowi barwną i sympatyczną estetykę. 




Już streszczam na czym gra polega. Chodzi o wypełnienie swojej planszy w kształcie domku pomieszczeniami (kuchnia, łazienka, salon itp.), które przdstawione są na kartach. Czyli kładziemy karty na planszy w odpowiednich miejscach i w ten sposób budujemy nasz dom. W sumie możemy mieć 12 kart, ale pomieszczeń może być mniej (jedno pomieszczenie = 2 lub 3 karty). Ponadto są też karty dodatków, które pełnią określone funkcje. Jest karta, która pozwala postawić w salonie fortepian, to daje nam 1 pkt., lub wstawiamy jacuzzi w łazience i też dostajemy punkt. Oprócz tego dobieramy karty z postaciami, które na koniec gry pozwalają nawet na przestawianie pomieszczeń w naszym domku, by zdobyć więcej punktów. Ciekawe są również karty z narzędziami budowlanymi np. rusztowanie pozwala zbudować pomieszczenie na górze. 


 
Tak wygląda ogólny rys gry. Jesli ktoś z Was grał kiedyś w The Sims, to na pewno mu się spodoba. Podobna koncepcja i bliskie motywem ilustracje. Świetnym rozwiązaniem jest również instrukcja w formie filmiku na stronie wydawnictwo rebel. Dla mnie Domek okazał się fajną odskocznią od codziennych zajęć i mile spędzonym czasem. Rozgrywki nie są długie (ok. 30 min) i co ciekawe, dwie zakończyły się remisem!

Zatem polecam Wam serdecznie i w ogóle zachęcam: grajcie w planszówki :)



P.S. Jeśli znacie inne ciekawe gry, wymieńcie je w komentarzach. Na pewno są takie, w które jeszcze nie grałam ;)

niedziela, 19 maja 2019

Jak dziecinne piąsteczki

Jak dziecinne piąsteczki, śmiesznie zaciśnięte,
Chwieją się na gałęziach pączki dzikiej gruszy
I przez powietrze, w niebo pachnące i święte,
Ślą pachnące uśmiechy swej różowej duszy.

Pośród tłustej zieleni skromne, nienatrętne,
Na poważnych się prętach huśtają z muchami,
I wszystko jest tak dziwnie dobre i odświętne,
Jak gdyby zamiast pąków myśmy kwitli sami.

Kazimierz Wierzyński


sobota, 4 maja 2019

Kremy do cery suchej


Dziś miało być o sposobach na lepszy dzień, ale póki co, chciałam Wam zaprezentować sposoby na suchą skórę. A mianowicie napiszę kilka słów na temat kremów do twarzy, które aktualnie używam. Ostatnio moja skóra przechodzi swoistą metamorfozę i w związku z tym potrzebuje silnego nawilżenia. Z pomocą przyszły mi 3 kremy. Wszystkie są polskich marek, ponieważ uważam, że jak mówi przysłowie „cudze chwalicie, swego nie znacie” - ufam polskim kosmetykom i zdarza się, że są o niebo lepsze od pozostałych.

Pierwszy, który kupiłam to naturalny krem oliwkowy z Ziai do cery suchej i normalnej. Nakładam go jedynie na noc, ponieważ jest niesamowicie tłusty (w składzie ma oliwę z oliwek), ale dzięki temu rano twarz jest doskonale nawilżona. W tej chwili używam go sporadycznie, bo wyparł go drugi krem o nieco lżejszej konsystencji. Jest to krem z AA HYDRO sorbet do cery suchej i bardzo suchej. Ma bardzo przyjemny zapach i wspaniale się wchłania. Nie podrażnia, jest lekki, ale dobrze nawilżający. Stosuję go zarówno rano jak i wieczorem, choć z pewnych względów zaczęłam go zastępować nowym kremem. To SORAYA CITY S.O.S. do cery suchej i wrażliwej. Skusiłam się, by go kupić głównie ze względu na filtr SPF 15, który posiadał chyba jako jedyny spośród wszystkich kremów na sklepowej półce. Głównie dlatego, że nie pora jeszcze na opalanie i większość kremów nie posiada tego składnika. Ale wracając do kremu – posiada on właściwości wygładzające i po nałożeniu tworzy jakby film o gęstej konsytstencji, który po chwili się wchłania. Jak nazywa to producent, krem tworzy jakby tarczę chroniącą twarz przed zanieczyszczeniami z powietrza. Akurat jeśli chodzi o komfort nie jest to może najlepsze rozwiązanie, ale przy zakupie, jak pisałam, najbardziej zależało mi na filtrze UV.

To tyle jeśli chodzi o moje kremy do twarzy :) Wszystkie są dostepne w sieci sklepów Rossmann. Z punktu widzenia laika w świecie kosmetyków, jestem zadowolona ze swoich wyborów. I Wam też polecam szukać takich, które najbardziej Wam odpowiadają. Czasem nie warto wydawać milionów, żeby znaleźć produkt, który dobrze się sprawdza.

 
Kremy do cery suchej

piątek, 3 maja 2019

O czym na blogu i jak dobrze zacząć dzień :)


Na moim blogu będę poruszać różne tematy. Będzie coś o książkach, filmach, znanych ludziach, muzyce, grach. Chciałabym też pisać o sztuce, literaturze, dziełach, które mnie poruszyły, a niekoniecznie są to najświeższe nowości. Wręcz przeciwnie, lubię trochę pogrzebać w przeszłości i znaleźć intrygujące mnie skarby, które znaczą dla mnie więcej, niż najmodniejszy gadżet. Na pewno znajdziecie tu powiązania z przyrodą, filozofią, jogą i medytacją. Odkryta przeze mnie (na nowo w 2018 roku) joga stała się moim panaceum na zszargane nerwy i jest wspaniałym źródłem energii i witalności. Czasem trudno się zmobilizować i w sumie żałuję, że wciąż za rzadko staję na macie. Za to staram się jak najczęściej medytować. Nawet gdy kładę się już spać, poświęcam chwilę na zrównoważenie oddechu i relaksację. Ale najlepiej medytuje mi się, siedząc wygodnie na mojej poduszce medytacyjnej, którą kupiłam w sklepie joga-joga.pl. Jest wypełniona łuską gryki, ma wymodelowany kształt i wspaniały pomarańczowy, ożywczy kolor. Wstaję rano, otwieram okno, siadam przed nim na poduszce i wśród śpiewu ptaków i szumu drzew oddycham głeboko, zamykam oczy i wyrażam w myślach wdzięczność za nadchodzący dzień. Jak w piosence Sound’n’Grace:
„Za ten nowy dzień
nieprzewidywalny wiem,
ale zawsze szczodry,
podziękowac chcę,
podziękować jak się da,
jak się da!”

Oczywiście dziękuję własnymi słowami i to nie tylko za dzień, ale też za to, co mam. Uśmiecham się do siebie i nastrajam się dobrze na to, co mnie czeka. To świetny sposób na pozytywne zaczęcie dnia. Spróbujcie!

P.S. O sposobach na udany dzień i nadmierne zamartwianie się napiszę w kolejnym poście :)


Moja poduszka medytacyjna

"Drżenie"

„Z chrzęstem pokonałam kruchą, bezbarwną teraz trawę. Zatrzymałam się dopiero na środku podwórka, chwilowo oślepiona jaskrawym różem słońca ...