Wybrałam „Tajemnicę w Sittaford” teraz w środku lata, bo historia ma miejsce podczas śnieżnej zimy, a nawet śnieżycy. Może trochę przekornie, ale ten twist świetnie oddalał mnie od codzienności i pozwalał na chwile relaksu dla ciała, podczas gdy trybiki w głowie pracowały na najwyższych obrotach. Christie pomału poszerza grono bohaterów i miejsce akcji, a zagadka wydaje się nie do rozwiązania przez liczne mylne tropy i pokrętne relacje postaci. Mimo że nie ma tu Herculesa Poirota, tajemnica sama się nie rozwiązuje, a pracują nad nią chyba wszyscy mieszkańcy Sittaford. Wątki łączą się i rozmijają, kreśląc mapę wydarzeń w iście szkocką kratę. Wiem jedno – Agatha nigdy mi się nie znudzi.
poniedziałek, 9 sierpnia 2021
Subskrybuj:
Posty (Atom)
"Drżenie"
„Z chrzęstem pokonałam kruchą, bezbarwną teraz trawę. Zatrzymałam się dopiero na środku podwórka, chwilowo oślepiona jaskrawym różem słońca ...
-
Czy ktoś z was też jest nadwydajny mentalnie? Ja na pewno. Zbyt emocjonalna, zbyt wrażliwa na bodźce, zbyt empatyczna, skłonn...
-
Dziś miało być o sposobach na lepszy dzień, ale póki co, chciałam Wam zaprezentować sposoby na suchą skórę. A mianowicie napiszę kilka słó...
-
Zwykle czytam kilka książek naraz. Wtedy każda pochodzi z innego gatunku, może to być reportaż, poradnik, biografia, tomik p...